Symbol gwiazdki


Przeczytaj i przeszukaj Trzeci Testament
   Rozdział:  
(A,0-144) 
 
Wyszukiwanie zaawansowane
Spis treści dla Zintelektualizowane chrześcijaństwo   

 

Wprowadzenie do mojego boskiego powołania, do mojej kosmicznej misji  2. W wieku 31 lat przeżyłem duchowy lub kosmiczny proces, który wprowadził mnie w kosmiczną misję. Rezultatem tej misji jest cała moja kosmiczna literatura, moje kosmiczne analizy wraz z należącymi do nich kolorystycznymi symbolami o wiecznej strukturze i prawach wszechświata, przedstawionych w moich głównych pracach „Livets Bog” („Księga życia”) i w książce z symbolami pt. „Det Evige Verdensbillede” („Wieczny obraz świata”), a także we wszystkich moich książkach o mniejszym formacie i w zapisach z wykładów. W oparciu o przeżycie wyższego procesu duchowego i kosmicznego w stanie całkowicie trzeźwej, dziennej świadomości, zostałem powołany lub uzyskałem zdolność do stworzenia kosmicznych analiz i symboli, ukazujących wieczny, fizyczny i psychiczny wszechświat. Proces ten składał się z dwóch szczególnie fundamentalnych wizji wraz z wieloma następnymi, uzupełniającymi wizjami.
      Pierwszą częścią tego kosmicznego przeżycia było ukazanie się postaci Jezusa, wskazującego mi, że boskie światło chrześcijaństwa w swojej kontynuacji oraz strukturze miłości ma się objawić ludzkości przeze mnie. Oczywiście nie mogłem tego pojąć ani zrozumieć od razu. Nie miałem żadnego wykształcenia, wyższych studiów, żadnych tytułów naukowych czy doktoratów, nie wiedziałem nic o wielkich filozofach ani pisarzach, piszących na tematy religijne. Byłem zupełnie niewykształconym człowiekiem. Chodziłem do małej, prowincjonalnej szkoły, sześć godzin w tygodniu latem i trochę częściej zimą. W tej małej szkole wiejskiej były tylko dwie klasy i jeden nauczyciel. Nauka obejmowała tylko historie biblijne, niektóre pieśni religijne, trochę duńskiego, matematyki, geografii, trochę historii duńskiej i to było wszystko.
      Interesowały mnie bardzo historie biblijne, dlatego chętnie chodziłem do szkoły. Moim największym marzeniem było studiowanie i zostanie w przyszłości nauczycielem. Zgodnie z boską wolą nie miałem jednak nim zostać. Moi przybrani rodzice mieli pieniądze tylko na bieżące wydatki. Brakowało pieniędzy nawet na kupienie tygodnika Familiejournal, który wówczas kosztował osiem groszy i który to zakup też mi wymawiano. Po konfirmacji zacząłem pracować jako chłopiec na posyłki, byłem pracownikiem na roli, później mleczarzem, nocnym stróżem i w końcu pracownikiem biurowym. Tak przebiegała moja egzystencja do lat trzydziestu i wówczas zacząłem odczuwać potrzebę robienia czegoś bardziej pożytecznego dla ludzi, aniżeli pisanie cyfr w nieskończoność. Czułem, że mam w sobie siły, które zupełnie nie będą mogły być wystarczająco wyzwolone przez codzienne pisanie i liczenie tysiąca liczb, a także poprzez wypełnianie innych obowiązków, związanych z moim stanowiskiem. W takiej sytuacji i w takim środowisku znajdowałem się wówczas, gdy poczułem chęć zapoznania się z kwitnącą w tym czasie w dużej części świata nauką teozofii.
      Stało się tak dzięki mojemu koledze z tego samego biura, w którym pracowałem. Pożyczył on książkę teozoficzną od swego przyjaciela. Opowiedział mi o teozoficznej treści tej książki, więc chciałem się z nią zapoznać. Uzyskałem obietnicę, że będę mógł ją pożyczyć. Właściciel tej książki zastrzegł sobie, że ja sam odbiorę ją od niego. Chciał osobiście porozmawiać ze mną. W lutym 1921 roku odwiedziłem miłego pana i pożyczyłem książkę. Najpierw jednak zostałem wypytany o mój stosunek do religii. Człowiek ten był bardzo oczytany, a ja zupełnie nieświadomy wszystkiego, co dotyczyło różnych, nowych prądów religijnych, które w tym czasie kwitły. Moje jedyne pytanie odnosiło się do tego, czy te nowe religijne prądy miały coś wspólnego z modlitwą do Boga. Otrzymałem odpowiedź, że tak. Gdyby odpowiedź była inna, nie byłbym zupełnie zainteresowany. Musiałem wyglądać w jego oczach bardzo naiwnie, lecz ku mojemu wielkiemu zdziwieniu przy pożegnaniu powiedział: „Pan szybko stanie się moim nauczycielem”. Nie mogłem pojąć, w jaki sposób miałoby to być możliwe. Niemniej jego przepowiednia wypełniła się w wyższym stopniu, aniżeli on sam zdawał sobie z tego sprawę. Był on moim pierwszym, wiernym uczniem i kochanym przyjacielem, który chętnie udzielał mi pomocy finansowej, abym mógł wypowiedzieć pracę w biurze i całkowicie poświęcić się mojej misji, która rozpoczęła się u niego już przy następnym spotkaniu. Wraz z rozpoczęciem czytania tej teozoficznej książki zetknąłem się pierwszy raz ze słowem „medytacja”. Szybko poczułem chęć wypróbowania tego na sobie. Pewnego wieczoru zamknąłem drzwi do mojego pokoju i usiadłem – według wskazówek podanych w książce – wygodnie w plecionym nowym krześle, które właśnie kupiłem. Zawiązałem oczy ciemną chustką, aby upewnić się, że nie dochodzi żaden promień światła z ulicy, który ewentualnie mógłby przeniknąć przez niezbyt światłoszczelne firanki. Siedziałem w ten sposób w całkowitej ciemności, koncentrując się na Bogu. Podczas tej koncentracji i w zupełnej ciemności, przeżyłem w całkowicie trzeźwej świadomości dziennej wizję kosmiczną, która była dla mnie wówczas niepojętym, bożym powołaniem do zamanifestowania kosmicznej wiedzy lub intuicyjnego wyjaśnienia „tego wszystkiego innego”, czego Jezus nie mógł przekazać apostołom, ponieważ ani oni, ani też ówczesne autorytety i władze nie były wystarczająco rozwinięte, aby to zrozumieć czy zaakceptować; dlatego też władze ukrzyżowały Chrystusa.
      Obecnie nastąpił czas, w którym ludzie zaczynają odczuwać głód wiedzy w stosunku do tego w swoim czasie niedopowiedzianego i przerwanego przez Jezusa Chrystusa boskiego objawienia. Właśnie ta nauka zostanie teraz zintelektualizowana i stanie się odnowieniem i bazą chrześcijańskiej misji na świecie, jako podstawa życia dla rozpoczynającej się obecnie nowej epoki. To właśnie zintelektualizowanie i odnowienie chrześcijaństwa, które dzięki kosmicznej świadomości mogłem pojąć, zostało mi przekazane do wykonania.
      Gdybym w czasie mojej boskiej wizji miał czas i możliwość, mógłbym tak samo mieć wątpliwości, podobnie jak Mojżesz, który dzięki wizji boskiego płomienia w krzewie cierniowym, został powołany do wyprowadzenia ludu Izraela z Egiptu. Tak jak i jemu wydawało się, że nie miał kwalifikacji do wykonania tak bardzo trudnej misji, tak samo i ja, osoba zupełnie niewykształcona i człowiek bez żadnej wiedzy kosmicznej, także miałem wątpliwości co do brakujących kwalifikacji.
      Lecz jak już wspomniałem, nie było czasu na podobne rozważania. Tego rodzaju myśli nie zdążyły się sformułować. W następnych godzinach byłem bezgranicznie zespolony z boską, ponadziemską siłą, która poprzez wizje dała mi niezłomną świadomość mojego kosmicznego powołania lub tego, że mam poświęcić swoje życie na doprowadzenie chrześcijaństwa do doskonałości i uczynić je naukowym, albo silnym i logicznym fundamentem życia w celu stworzenia doskonałej ludzkości na obraz i podobieństwo Boga.


Komentarze można przesyłać do Instytutu Martinusa.
Informacje o wadach i problemach technicznych można przesłać do webmastera.