Symbol gwiazdki


Przeczytaj i przeszukaj Trzeci Testament
   Rozdział:  
(A,0-144) 
 
Wyszukiwanie zaawansowane
Spis treści dla Zintelektualizowane chrześcijaństwo   

 

Prolog
Trzeci Testament –
mówca, duch święty
Na początku pozostawionych manuskryptów Martinus omawia między innymi swoje pochodzenie, kosmiczne objawienie i cel swojej misji. Poniższe teksty pochodzą zarówno z pozostawionej strony tytułowej, jak też z dwóch części manuskryptów pod tytułem „Prolog”. Martinus pisał najpierw prolog do zaplanowanej osobnej książki o Trzecim Testamencie, a następnie rozwiniętą wersję prologu, który miał być użyty w pierwszym tomie „Księgi Życia”. Wybrano te fragmenty z obu prologów, w których Martinus opisuje omawiane tematy w najbardziej dopracowany sposób.. To spowodowało powstanie pewnych powtórek, między innymi we wzmiankach o jego dzieciństwie i młodości, lecz formę tę wybrano po to, aby uniknąć ingerowania w tekst poszczególnych fragmentów.
 
Moje życie przed moją kosmiczną misją  1. Urodziłem się w fizycznym świecie 11.8.1890 roku. Od momentu urodzenia do 30 roku życia moja świadomość była bardzo związana z chrystusowym sposobem bycia. Gdy miałem jakieś pytanie takiego czy innego rodzaju, w myślach zawsze pytałem się Chrystusa, jak on by postąpił. Pełna miłości, bezpośrednia odpowiedź pojawiała się w moich myślach, będąc wskazówką w danej sytuacji.
      W moim religijnym kształceniu, które otrzymałem w szkole i podczas nauki, udzielanej przez księdza, było za dużo fantazji, przesądów i straszenia piekłem, aby mogło ono stać się moim życiowym fundamentem.
      Jestem dzieckiem nieślubnym, wychowywałem się u brata mojej matki i jego żony, to znaczy u mojego wujka i ciotki. Pieniędzy wystarczało na życie tylko z dnia na dzień. Byli oni starszymi ludźmi, niewykształconymi i biednymi. W tym okresie biedne dzieci chodziły na ogół do szkoły tylko wtedy, gdy był na to czas. Moi przybrani rodzice prawie nie umieli czytać ani pisać, lecz byli humanitarni i kochający. Zapewnili mi życie pełne miłości. Mieli dużo dzieci, lecz były one już dorosłe, gdy ja znalazłem się w tej rodzinie. Dlatego nie nawiązałem z nimi żadnych bliższych stosunków. Z moją rodzoną matką również nie miałem kontaktów, poza jej wizytami od czasu do czasu u moich zastępczych rodziców, gdy byłem jeszcze dzieckiem – matka zmarła w 1901 roku, gdy miałem 11 lat. Przez ostatnie 22 lata swego życia pracowała u właściciela dużego gospodarstwa niedaleko wsi Sindal, jako zarządzająca domem. Moi przybrani rodzice zmarli, gdy byłem bardzo młody i od tego czasu musiałem sam dawać sobie radę w życiu. Ze względu na dużą różnicę wieku między mną, a moim przybranym rodzeństwem, nie powstała między nami żadna więź rodzinna. Przez życie szedłem samotnie. Później okazało się, że moja droga życiowa musiała być samotna, gdyż była ona między innymi częścią misji, dla której się urodziłem i którą miałem do spełnienia. Od 14 do 30 roku życia moja fizyczna egzystencja przebiegała podobnie, jak u tysięcy innych młodych ludzi: bez środków do życia, praktyki czy wykształcenia. Byłem fizycznym pracownikiem, mleczarzem, nocnym stróżem oraz pracownikiem w biurze.
      Tak wyglądało moje dzieciństwo i młodość w niewykształconym i prymitywnym środowisku. W tym czasie nie wiedziałem, że za tym moim dojrzewaniem do 30 roku życia kryje się kosmiczne misterium. Nie wiedziałem, że miałem poza sobą poprzednie życie. Nie wiedziałem, że w wielkim, boskim procesie tworzenia już byłem błogosławiony tą boską wiedzą kosmiczną o wszechświecie, życiu i kosmicznej miłości; tak samo, jak nie wiedziałem i wówczas nigdy nie odważyłbym się pomyśleć, że w obecnej mojej fizycznej inkarnacji miałbym przekazywać ludzkości, żyjącej na ziemi, najwyższą wiedzę, kontynuować chrześcijaństwo, wieczne światło, miłość kosmiczną, „obraz Boga”.
      Kiedy osiągnąłem trzydzieści lat, zacząłem odczuwać potrzebę robienia czegoś bardziej pożytecznego dla ludzi, aniżeli nie kończące się wpisywanie cyfr, a tego właśnie wymagała moja praca. Czułem, że miałem w sobie wielkie siły, które nie mogłyby się wyzwolić przez wykonywanie wspomnianej, codziennej pracy. W tym czasie spotkałem się z wyrazem medytacja. Słowo to spowodowało, że w mojej dziennej świadomości wyłoniła się drzemiąca tam dotychczas „ponadziemska” lub „kosmiczna świadomość”. Spowodowało to we mnie wielką chęć podjęcia próby medytacji.


Komentarze można przesyłać do Instytutu Martinusa.
Informacje o wadach i problemach technicznych można przesłać do webmastera.