Symbol gwiazdki


Przeczytaj i przeszukaj Trzeci Testament
   Rozdział:  
(1-17) 
 
Wyszukiwanie zaawansowane
Spis treści dla Misterium modlitwy   

 

 
Rozdział 7.
Misterium modlitwy przejawia się dopiero wówczas, gdy jest ona całkowicie pozbawiona egoizmu
Egzystencja, w której możliwości inteligencji nie mogą gwarantować prawdziwego szczęścia i gdzie ból i cierpienie dominują, wykazuje niedojrzałość duchową w takim stopniu, że człowiek intuicyjnie odczuwa tęsknotę za Bogiem. Tęsknota ta nie oznacza jednak silnej potrzeby, aby w domu Ojca odgrywać wielką rolę na pokaz, być synem pana domu lub czymś podobnym. Potrzeba ta jest zupełnie pozbawiona czczej sławy. „Syn marnotrawny”, poprzez swoje poniżenie, zaczyna kochać Ojca w niebiesiech tak bardzo, że sam fakt, aby móc być Jego najniższym sługą lub najemnym robotnikiem, oznacza pełne szczęście i jest dlań ogromnie pociągający. W tej sytuacji po raz pierwszy prawdziwie odczuwamy tajemniczą moc modlitwy. Podczas gdy mocno wierzący posyła swoje gorące modlitwy do nieba, do wyimaginowanej pełnej blasku istoty i oczekuje, że zadziała ona w sposób cudowny i spowoduje, że modlitwa zostanie spełniona na takim czy innym polu, „syn marnotrawny” po swoim powrocie do domu jest wyłącznie nastawiony na to, aby zostało spełnione życzenie Ojca, a nie jego własne. Fakt, iż woli on być najemnym robotnikiem, a nie „synem pana domu” świadczy o tym, że nie powrócił po to, aby „być obsługiwanym”, lecz po to, aby „służyć”.
      Nie można się dziwić, że Ojciec ucieszył się i urządził przyjęcie na cześć syna, jak również nie można się dziwić, że drugi syn obraził się na Ojca za tę Jego radość i gości na cześć tego, który powrócił do domu. Były to właśnie te dwa wielkie kontrasty życia, które ujawniły się w mentalności braci. Życie samo demonstruje analizę stosunku żywej istoty do Boga. Ten stosunek jest przede wszystkim podstawą tego, w jaki sposób dany człowiek odnosi się do modlitwy. Pierwszy z braci, który cały czas mieszkał u Ojca i dlatego nie próbował jeszcze przebywać z dala od ojcowskiego domu i przeżyć upokorzenia, nie osiągnął jeszcze umiejętności bycia pokornym. Był on nastawiony wyłącznie na służenie sobie samemu. Dlatego też rozzłościł się, gdy zobaczył, że powrót biednego jak Łazarz brata miał zostać uczczony poprzez przyjęcie gości i że okazywano tyle szacunku temu nędznikowi. Miał on uczucie, że coś zostało mu zabrane albo inaczej, że cała ta cześć należała się jemu samemu, ponieważ to on pozostał wiernie w domu Ojca. Jak z tego jasno wynika, czuł się szczęśliwy w swoich stosunkach z Ojcem tak długo, jak długo nie miał żadnych problemów w domu Ojca, a to oznacza: dopóki nie odkrył, że Ojciec może okazywać równie wielką sympatię i miłość „nędznemu” bratu, tak jak ją okazywał jemu samemu, wartościowemu synowi. Nagle jednak nastąpiła kolizja. I czyż nie należy sądzić, że zapoczątkowało to zerwanie więzi z Ojcem, a to z kolei spowodowało, że tym razem przyszła kolej na tegoż syna, aby opuścić dom ojcowski? – Nie pojął on ani też nie nauczył się jeszcze, że miłość, która jest tożsama z absolutną sprawiedliwością, nie jest czymś, co można przydzielić jako nagrodę za to czy owo. Tak samo jak słońce świeci zarówno dla niesprawiedliwych, jak i sprawiedliwych, w taki sam sposób miłość jest czymś, co powinno emanować od nas w stosunku do przestępcy, Łazarza, wyrzutka społeczeństwa równie silnie, jak emanuje ono w stosunku do Boga, zbawiciela świata czy też w stosunku do tych wszystkich, których kochamy lub z którymi jesteśmy spokrewnieni. Tak długo, jak długo mamy potrzebę bycia nagrodzonymi, w szczególny sposób, miłością Boga za taki czy inny uczynek i jeszcze nie odkryliśmy, że to życzenie nie może być spełnione, tak długo potrafimy być zupełnie usatysfakcjonowani naszym stosunkiem do Boga. Nie odczuwamy wtedy żadnej potrzeby opuszczenia „ojcowskiego domu” i rozpoczęcia wędrówki w poszukiwaniu naszego własnego zrozumienia pojęcia sprawiedliwości. Okazujemy życzliwość tym wszystkim, których kochamy i odpychamy tych, których nie lubimy, a równocześnie oczekujemy równie wielkich przysług i korzyści ze strony tych, których obdarowaliśmy i mamy uczucie ogromnej niesprawiedliwości gdy ci, których odepchnęliśmy, prześladują nas.
      Tu właśnie mamy do czynienia z sytuacją, w której syn stanowi największe przeciwieństwo Ojca, to tutaj właśnie kapitulujemy przed kierowaniem naszym własnym życiem albo też przed tworzeniem naszego własnego losu. To w tej sytuacji odkrywamy, że miłość nie stanowi towaru wymiennego. Nie można jej otrzymać jako zapłaty za przychylność. Czyż nie zdarza się, że ci, którym okazaliśmy życzliwość, stają się czasami naszymi prześladowcami? – Miłość jest własnym wewnętrznym jaśniejącym ogniem Boga, ogniem, który przenika wszystko i wszystkich, jest to wewnętrzna siła nośna i duch samego wszechświata. Jest to uczucie Boga dla syna bożego, uczucie tak ogromne, że wszystkie inne, istniejące w życiu i we wszechświecie siły i zjawiska, stanowią wyłącznie tylko drobne, podporządkowane temu uczuciu, szczegóły, jego materię, organy i narządy. Jest ono początkiem, kulminacją i końcem każdej rzeczy, jest alfą i omegą. Fakt, iż ta przenikliwa i wszechwładna siła lub inaczej wiecznie promieniejący światłem róg obfitości nie może zostać ani osłabiony, ani wzmocniony poprzez negację czy akceptację jego egzystencji ze strony syna bożego, jest równie oczywisty jak to, że światło słoneczne jest zupełnie niezależne od tego, co poszczególny ziemski człowiek myśli o jego naturze. To właśnie ta wspaniała miłość Ojca, która jest niezależna od uwielbienia i jakichkolwiek korzyści albo inaczej jest identyczna z całkowitym brakiem egoizmu, jest tak trudna do pojęcia i zrozumienia dla syna, który powrócił do domu. Jednakże syn ten stał się bardzo świadomy faktu, ile jest ona warta i jak wiele znaczy. Poprzez przekonanie o swej własnej sprawiedliwości pozbawił się on działania jej promieni i w ten sposób doświadczył, że życie straciło swój blask, stało się poniżeniem i kapitulacją, która uświadomiła mu, że wszystko w domu Ojca było doskonałe, nawet istnienie jako najniższy robotnik lub dzienny najemnik było jasną, atrakcyjną doskonałością. Powrotna droga do Ojca stała się więc przewyższającym wszystko wspaniałym światłem. Wyobraźmy sobie, że Ojciec przepędziłby powracającego ze skruchą syna z powrotem do mroku! Stałby się wówczas, naturalnie, ulubieńcem pierwszego syna. Jednakże syn ten nie byłby w stanie pojąć, że popełnił błąd czyli postąpił wbrew prawu o miłości, zaś drugi syn zmarniałby w uczuciu poniżenia i mentalnego bagna.
      Pierwszy syn nie poznałby prawdziwej natury Ojca, zaś drugi byłby zmuszony traktować Ojca jako mentalnego potwora, gorszego od rozbójników i bandytów, których spotkał w mrocznych sferach życia. Dzięki niczym nie skażonej sile miłości, niezależnej od jasnych czy ciemnych plam, wydarzenie przebiegło całkiem inaczej. Wieczny Ojciec spełnił tak samo serdecznie życzenie swego syna, aby powrócić i pozostać z Nim, jak w swoim czasie, równie wspaniałomyślnie, spełnił jego prośbę o wypłatę spadku i zezwolił na wyjazd i opuszczenie domu. Czy stało się to nieszczęściem, że spełnił On tę prośbę? – Czy stało się nieszczęściem, że nie spełnił On prośby swego pierwszego syna o to, aby zignorował tego, który powrócił do domu, poprzez całkowity brak szacunku i gościnności? – Nie! – Czyż nie byłoby to właśnie nieszczęściem dla całej trójki, gdyby stało się odwrotnie? – Pierwszy syn pozostałby najprawdopodobniej w domu Ojca i nigdy by nie przeżył mroku poniżenia, które pozwoliłoby mu dostrzec całą nieskończoną wspaniałość Ojca. Nigdy nie nadarzyłaby mu się okazja, aby dostrzec, że jego pojęcie sprawiedliwości było inne niż Ojca. Nigdy nie powstałaby podstawa do tego, aby narodziło się w nim pragnienie opuszczenia domu Ojca. Nigdy też nie powstałaby dysharmonia albo inaczej niezgodność, której nie sposób usunąć tak długo, jak długo pogląd syna czy też jego poczucie sprawiedliwości w stosunku do powracającego do domu brata nie stało się jednolite z poglądem Ojca. Postępek ten byłby też katastrofalny dla boskiej godności Ojca. Jego obraz jako wiecznie świecącego słońca, pełnego miłości, stałby się bardzo mroczny. Obaj boży synowie nigdy, poprzez całą wieczność, nie mieliby okazji świadomego przeżycia siebie samych jako podobnych do Ojca i jego wspaniałej kaskady światła, ducha i świadomości. Dla człowieka, który życzy sobie pomodlić się do tegoż Ojca, stanowi to materiał do przemyśleń.
      W ten sposób wyjaśniliśmy prawdziwy stosunek pomiedzy Ojcem a synem, co w tym przypadku oznacza stosunek pomiędzy Bogiem a żyjącą istotą lub tym, który pragnie modlić się do Boga. Modlący się będzie zatem albo nawróconym synem, albo też tym synem, który jeszcze nie odszedł od Ojca. Do której z tych dwu kategorii należy modlący się, zostaje rozstrzygnięte wyłącznie poprzez jego modlitwę. Jeśli z modlitwy promieniuje życzenie, aby uzyskać siłę i wytrwałość do tego, aby móc czynić dobro i naprawić to, co się uczyniło niewłaściwego w taki czy inny sposób, aby móc błogosławić wszystko, co się przeklinało, móc stać się radością i błogosławieństwem dla wszystkiego i wszystkich albo inaczej móc zawsze spełniać absolutną wolę Boga zamiast swojej własnej, a równocześnie być przesyconym ogromnym uczuciem wdzięczności za wszystko, co się przeżyło i przez co się przeszło, móc zobaczyć boskie miłosierdzie zarówno w mrocznych, jak i w jasnych przeżyciach lub doświadczeniach, które życie przyniosło, jest się wówczas identycznym z nawróconym synem. Człowiek posiadł wówczas mądrość, kosmiczną jasność widzenia albo też przeszedł on poprzez wielkie narodziny, które prowadzą do właściwej bramy życia, stanowią wejście do własnej sfery Boga. Jego nastawienie zawiera się w słowach: „Dziej się wola Twoja, nie moja”. Dzięki temu nastawieniu modlący się staje się współpracownikiem Boga poprzez swą modlitwę.
      Jeżeli z modlitwy modlącego się promieniuje chęć uniknięcia takiej czy innej nieprzyjemności, uniknięcia takiego czy innego mrocznego przeżycia, takiego czy innego bolesnego doświadczenia, albo też jeśli modlący się w inny sposób jest stuprocentowo wypełniony życzeniem zaspokojenia swej własnej woli, będzie on w najwyższym stopniu niezadowolony, jeśli Bóg nie spełni tego życzenia. W mniejszym lub większym stopniu będzie się czuł opuszczony przez Boga lub też potraktowany przez Niego niesprawiedliwie. Zwątpienie, antypatia, a może nawet złość przeciwko Bogu i przeciwko wszystkiemu, co określa się mianem „religijności”, wypełnia wówczas naszą świadomość. Coraz mocniej będziemy sobie wmawiać, że wiele innych istot jest w znacznie większym stopniu faworyzowanych przez Boga lub Opatrzność w formie lepszego losu. Co więcej, będziemy przekonani, że ci inni wcale nie są tacy pilni ani ofiarni wobec Boga czy Opatrzności, jak my sami. A może nawet te inne osoby wcale się nie modlą do Boga albo też szydzą z nas, którzy w niego wierzą, a mimo tego to oni otrzymują wszystkie dobra ziemskie: zdrowie, bogactwo, władzę i poważanie, podczas gdy nas Opatrzność traktuje bardzo surowo. Czyż nie jest łatwo dostrzec, że w tym przypadku jesteśmy tacy sami, jak pozostały w domu syn, który wszedł w niezgodę z Ojcem z powodu drugiego syna ? – Wypełnia nas pragnienie posiadania wszystkich tych dóbr, którymi Ojciec teraz go obdarza. Jakie są to jednak dobra, którymi drugi syn zostaje w pewnym okresie obdarowany? – Czyż nie jest to właśnie z góry wypłacony „spadek po ojcu”? – Czyż nie są to właśnie te dobra, których on później nadużył, ale dzięki czemu – poprzez mrok poniżenia – był w stanie dostrzec całą doskonałość i boską wspaniałość swego Ojca? – Czyż nie jest łatwo zauważyć, że zupełnie nie rozumiemy zamysłów woli Boga, ukrywających się za „dobrami”: przekształcenia syna „na obraz i podobieństwo Boga”? Jesteśmy przekonani, że już teraz posiadamy to „podobieństwo” i nie mamy najmniejszego pojęcia, że te „dobra” stanowią fundament poniżenia i dlatego też są tylko „środkiem” do osiągnięcia boskiej świadomości albo inaczej środkiem do doskonałego w stu procentach kontaktu z Bogiem. Jesteśmy przekonani, że są one „świadectwem łaskawości” Boga, a tym samym stanowią ostateczny „cel” przeżyć życiowych. Z tego powodu jesteśmy więc bardzo zawiedzeni i czujemy się niesprawiedliwie potraktowani, kiedy dostrzegamy, że inni otrzymują „dary” od Opatrzności, które w znaczeniu kosmicznym zupełnie nimi nie są. Są one wyłącznie narzędziem, środkiem, bez którego nie byłoby możliwe, aby jakakolwiek istota uzyskała absolutny kontakt duchowy sama z sobą, a tym samym z Bogiem lub Opatrznością. Właśnie ten duchowy prymitywizm lub duchowa niedojrzałość pozwala nam na uwielbianie i czczenie „środka” zamiast „celu”, a którą to niedojrzałość Bóg usuwa z naszej świadomości poprzez poniżenie i mrok.


Komentarze można przesyłać do Instytutu Martinusa.
Informacje o wadach i problemach technicznych można przesłać do webmastera.